Moje dzisiejsze życie z chorobą. Rzut w 2015 roku dał mi kopa do życia. Jak nigdy. Choroba stała się motywacją do spełniania marzeń i dzielenia się tym potem z innymi. Pokazuję i opowiadam o tym co zobaczyłem i co przeżyłem. Napisałem, że wygrałem z chorobą, bo przez dziesięć lat to ona „miała” mnie i dyktowała jak mam żyć(tak mi się wtedy wydawało), ale kiedy poczułem jej oddech na plecach, kiedy straciłem nadzieje, ze wrócę do normalności, do samodzielnego funkcjonowania, to po pół roku i "podniesieniu" się z tamtego stanu, postanowiłem wziąć życie w swoje ręce i nie oddawać go chorobie. I tak oto po trzech miesiącach od przeszczepu szpiku komórkami macierzystymi wylądowałem w Gambii (o czym Państwo już pisali) ale żyłem już kolejną przygodą, jaką był majowy Onkorejs organizowany przez fundację o tej samej nazwie. To był rejs na Zawiszy Czarnym, płynęły osoby po przejściach onkologicznych i ja - rodzynek z sm. Byliśmy pełnoprawną załogą, nie turystami. Odwiedziliśmy Litwę i Łotwę. Wtedy też żyłem już kolejnym wyjazdem, do przyjaciół do Wiednia z moimi synkami. Wróciłem z Wiednia a już miałem tani bilet do Grecji, gdzie z paczką znajomych (również z Onkorejsu) popłynęliśmy w rejs po Cykladach. Wracając z Grecji już wiedziałem, że będę brał udział w inicjatywie organizowanej przez Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego, pt "Jazda z SM", która polegała na tym, że mieliśmy do przejechania na rowerach (wszyscy z sm) ponad 320km w sześć dni piękną i malowniczą trasą Green Velo z Augustowa do Hajnówki. Wspaniali ludzie, niesamowita przygoda i osiągnięty kolejny cel – pokazanie poprzez naszą postawę, że stwardnienie rozsiane to nie wyrok. Po powrocie stamtąd, po 5 dniach byłem już w Norwegii. Był początek września pojechałem tam z kolegą, do jego koleżanki, która wiele nam pomogła tam na miejscu. Wcześniej, w maju zobaczyłem w sieci kilka pięknych miejsc w Norwegii. To takie miejsca, że jak się je zobaczy to chce się tam być. Ja chciałem i kilka tyg później zadzwonił Marcin, żeby mi powiedzieć, że są bilety za 70zl w dwie str. Kupił je a ja miałem czym żyć. Nie wiedziałem na co się porwałem, bo okazało się, że wszędzie tam, dokąd chciałem dotrzeć trzeba iść po kilka godzin w jedna stronę w trudnym lub bardzo trudnym, górskim terenie. Za każdym razem chciałem rezygnować już w pierwszej godzinie wędrówki, nogi odmawiały, jednak byłem skutecznie motywowany przez moich towarzyszy i w rezultacie spełniłem kolejne marzenia. Byłem w pięknych miejscach, gdzie człowiek, podziwiając widoki zatrzymuje się na chwile i pomyśli nad swoim życiem. Poprzez moją postawę pokazuję, zwłaszcza nowo zdiagnozowanym, ale i zdrowym ludziom że z ciężką chorobą można a nawet trzeba pięknie i godnie żyć. To „życie” należy się nam wszystkim. Bez względu na to z jakimi trudnościami przyszło nam się mierzyć. Zacytuję pewną panią z Gambii, jeżdżącą na wózku, zresztą pięknego człowieka, powiedziała: „to co, że jestem chora, są bardziej chorzy ode mnie”. Wtedy tak też spojrzałem na swoją sytuację. Dzisiaj chodzę i korzystam z tego daru. A nie wszyscy mają to szczęście i nie wszyscy to doceniają. Dlatego właśnie jestem szczęśliwym człowiekiem. Jeśli już usiądę na tym wózku, to przynajmniej powiem, że żyłem z chorobą a nie chorobą. Bo mimo wszystko mam świadomość, że co druga osoba na wózku w naszym kraju ma Sm. Chcę mieć co opowiadać w przyszłości, dlatego kolekcjonuję wspomnienia. Mam niewielkie dysfunkcje, ale po sierpniowym rzucie w 2015, i po półrocznym braku samodzielności, wróciłem do życia. Opowiadam dzieciom w szkołach o spełnianiu marzeń, o tym, że trzeba marzyć pomimo przeciwności losu, o szacunku do życia, opowiadając o Gambii prezentuję też postawę antyrasistowską, wychwalając tamtych biednych acz życzliwych, uśmiechniętych ludzi. Pokazuję, że pomimo innego koloru skóry, to przecież tacy sami ludzie jak my. Chcę też pokazywać chorym i zdrowym, że choroba to nie wyrok a to my właśnie jesteśmy reżyserami swojego życia. Jeśli użalamy się nad swoim losem to wtedy tak naprawdę chorujemy a można tez chorować tak jak ja . Mój neurolog z Katowic powiedział, że życzyłby sobie, żeby jego pacjenci tak chorowali i mieli tyle wewnętrznej siły co ja. A niestety większość, nie wszyscy, ale wiele osób, zamyka się w swoim "chorobowym świecie". Ktoś mnie ostatnio zapytał skąd ja biorę tą siłę i to podejście do choroby. Odpowiedziałem mu, że to cele, które sobie wytyczam, pasje, marzenia i dążenie do ich spełnienia trzymają mnie w takiej kondycji psychicznej. Oddaję się fotografii, która stała się pretekstem do podróżowania. A idąc tym tropem, od tygodnia mam bilet na koniec świata, dokąd pojadę pod koniec roku. To będzie piękne miejsce, raj dla fotografów, spełnienie najskrytszych marzeń. Decyzja o wyjeździe była b spontaniczna, bo bilet był tani, ale podjąłem ją a teraz mam czym żyć. Muszę się też przygotować, bo przez sm nie mogę się szczepić na choroby tropikalne i tu jest spore ryzyko. Podejmę je jednak, żeby móc o tym Państwu i światu opowiedzieć po powrocie. A będzie o czym, bo to wyprawa z rodzaju ekstremalnych. Bo mnie właśnie marzenia trzymają przy życiu. Marzenia są lekarstwem na wszystko, nawet jeśli nie zawsze udaje nam się je spełnić. Życzę siły do walki, nie tylko w chorobie, ale także w każdej innej trudnej sytuacji.

- Dodaj materiał
mail kontakt24@tvn.pl
telefon 22 324 24 24
nr sms/mms 516 4444 24