tvnpix
Spadł mu cukier i wylądował w izbie wytrzeźwień, Foto: tvn24

Pracownik izby wytrzeźwień widział opaskę cukrzyka? Dyrektor: jakąś opaskę widać na nagraniu

Dyrektor izby wytrzeźwień w Zabrzu (woj. śląskie), dokąd został przewieziony chory na cukrzycę, przyznał, że na monitoringu widoczna jest "jakaś" opaska przekazywana do depozytu. - Zdjętą opaskę strażnik miejski pokazywał pracownikowi izby - powiedział dyrektor placówki. Teraz będzie z nim wyjaśniał zaistniałą sytuację, która zbulwersowała opinię publiczną. Pierwszy sygnał o zdarzeniu otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Rozmowa z panem Maciejem Źródło: tvn24

Naszej redakcji udało się skontaktować z dyrektorem zabrzańskiej izby wytrzeźwień, Andrzejem Wilkiem. Dyrektor placówki poinformował, że pan Maciej został przywieziony na izbę w sobotę o godz. 15:30, a wypuszczony o 20:57.

"Jakaś opaska jest widoczna na monitoringu"

Dyrektor przyznał, że oglądał nagranie z monitoringu, na którym widać, jak zdjętą z ręki pana Macieja opaskę strażnik miejski pokazywał felczerowi (pracownikowi izby) podczas przekazywania jego rzeczy do depozytu. - Jakaś opaska jest widoczna na monitoringu, ale nie widać dobrze jej kolorów, ani tego, co jest na niej napisane - powiedział Wilk.

W tej sprawie dyrektor izby wytrzeźwień będzie rozmawiał we wtorek z felczerem, który w sobotę pełnił dyżur, aby wyjaśnić całą sytuację.

Andrzej Wilk jest zdziwiony sytuacją, albowiem nie otrzymał żadnej skargi ze strony pana Macieja. - W karcie ewidencyjnej jest możliwość wniesienia uwag, a tych  nie ma. Oczekuję z jego strony takiej skargi, wtedy mogę się odnosić do sprawy - powiedział dyrektor placówki.

Zasłabł w drodze z pracy

Pan Maciej choruje na cukrzycę. Kiedy wracał w piątek autobusem z pracy, spadł mu cukier. Mężczyzna opadł z sił i ledwo trzymał się na nogach. Kierowca autobusu wezwał straż miejską z powodu dziwnego zachowania mężczyzny. Straż miejska, która przyjechała na miejsce, zabrała pana Macieja do izby wytrzeźwień w Zabrzu. Dopiero tam zauważono, że pan Maciej ma na ręku opaskę informującą o jego chorobie. Jak powiedział Kontaktowi 24 mężczyzna, wypuszczono go dopiero po kilku godzinach z rachunkiem na prawie 300 złotych.

- Ja nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Zabrali mnie na izbę wytrzeźwień rozebrali do majtek i trzymali mnie z pijanymi osobami - powiedział Kontaktowi 24 pan Maciej, mieszkaniec Świętochłowic.

"Powinni zauważyć opaskę"

Pan Maciej nosi na ręku specjalną opaskę "Jestem cukrzykiem. Jeśli zasłabnę wezwij lekarza". - Strażnicy miejscy, którzy przyjechali na miejsce powinni zauważyć, że mam taką opaskę - mówił mężczyzna.

Strażnicy miejscy powinni zauważyć, że mam taką opaskę

Pan Maciej

Jak dodał, w plecaku miał dokumenty potwierdzające jego chorobę oraz insulinę i glukometr.

Opaskę pana Macieja zauważyli dopiero w izbie wytrzeźwień, ale jak mówił mężczyzna, nadal nie udzielono mu pomocy.

- Kiedy oprzytomniałem, kilkakrotnie dzwoniłem dzwonkiem i mówiłem, że jestem cukrzykiem i mogę zapaść w śpiączkę. Oni straszyli tylko, że zapną mnie w pasy - dodał.

Straż miejska: Nie wyglądał jak osoba chora

Straż miejska, która zabrała pana Macieja z autobusu podała, że mężczyzna "wyglądał jak po spożyciu jakiegoś środka odurzającego".

- Mężczyzna zachowywał się wulgarnie i agresywnie. Nie było z nim kontaktu. Kiedy strażnicy prosili go o dokumenty, przeklinał i szarpał się. Nie czuć było od niego alkoholu, jednak wyglądał jak po spożyciu jakiegoś środka odurzającego. Kiedy chcieli zbadać go na obecność alkoholu, odmówił. Nie wyglądał jak osoba chora - powiedziała nam Mirosława Uziel-Kisińska, rzecznik prasowa Straży Miejskiej w Zabrzu.

Strażnicy przewieźli go do izby wytrzeźwień przy ulicy Wolności 94 w Zabrzu. Tam pan Maciej, jak potwierdził dyrektor placówki, został zbadany na obecność alkoholu, które wykazało, że cukrzyk jest trzeźwy.

Rzeczniczka straży miejskiej mówiła nam wcześniej, że w izbie wytrzeźwień mężczyzna również odmówił badania alkomatem.

Rozmowa z Mirosławą Uziel-Kisińską, rzecznik prasową Straży Miejskiej w Zabrzu Źródło: tvn24

Rachunek na 280 złotych

- Około godziny 21 puścili mnie do domu z rachunkiem na 280 zł - powiedział pan. Dokument pokazał na antenie TVN24.

Mężczyzna dodał też, że nie ma zamiaru zapłacić za pobyt w izbie wytrzeźwień.

- Oczekuję przeprosin. Jechałem na rodzinny obiad. Moja żona nie wiedziała co się ze mną dzieje. Myślała, że coś mi się stało, dzwoniła do szpitali - powiedział nam mężczyzna -  Nie zostawię tak tej sprawy, ponieważ na niebezpieczeństwo narażone było moje życie - dodał na antenie TVN24.

Więcej materiałów "Faktów" na stronie fakty.pl

Autor: mz,popi/sk,aw