użytkownik niezalogowany
Autor:~perqsista
MATERIAŁ INTERNAUTY
Aktualizacja:

Jak (nie) zaprosić przyjaciela z Indii do Polski czyli jak sobie narobić obciachu na pół świata

Teza:
Zaproszenie obcokrajowca spoza Europy i USA nie będącego biznesmenem, przedstawicielem korporacji lub politykiem jest praktycznie niemożliwe.

 

Jak to się zaczęło…

W ostatnich latach kilkukrotnie, na zaproszenie mojego przyjaciela Indusa, mieszkającego na stałe w Polsce, żonatego z Polką byłem w Indiach. Podczas każdej wizyty gościłem u jego ojca, u którego mieszkałem i byłem zawsze serdecznie przyjmowany. Ostatni raz byłem u niego w Indiach na początku 2012 wraz z całą moją rodziną. Udało nam się namówić go na pierwszą wizytę w Polsce. Snuliśmy plany jego pobytu w najbliższe wakacje, gdzie mógłby trochę pobyć z synem, synową wnukami, a także u mnie i u mojej rodziny. Część członków mojej rodziny mieszkająca w różnych częściach Polski zmobilizowała się i zaoferowała pokazanie naszemu gościowi najpiękniejszych zakątków Polski. Niestety, nie wiedziałem na co się porywam, że ja i mój gość musimy się zmierzyć z murem procedur, „kłód pod nogi” zwykłej megalomanii w kreowaniu polskiej polityki zagranicznej wobec obcokrajowców spoza UE i USA.

 

Kłoda pierwsza: zaproszenie.

Obywatelu naszego wspierającego wszelkie wolności obywatelskie, walczącego z biurokracją i zbędnymi procedurami, miodem i mlekiem płynącego kraju. Jeżeli chcesz zaprosić do swojego własnego domu kogoś, kto miał pecha się urodzić w państwie uznawanym za niesłuszne przez nasze MSZ to musisz udowodnić że nie jesteś jeleniem. Nie wystarczy po prostu wiza i paszport osoby zapraszanej. Najpierw trzeba przemaglować zapraszającego – przecież to jest podejrzane, że chcę zaprosić ot po prostu kogoś z jakiś tam Indii zamiast z bratniego USA czy Eurolandu. Na dzień dobry trzeba się postarać o tzw. Wpis zaproszenia do ewidencji zaproszeń. W zeszłym roku starałem się o kredyt hipoteczny na 30 lat i mniej więcej podobną ilość czasu i wysiłku kosztowało mmie zdobycie tego świstka. Musiałem między innymi udowodnić, że posiadam wystarczające dochody do przyjęcia tak szacownego gościa, przedstawić akt notarialny mojego mieszkania, zgodę małżonki na przyjęcie gościa, zaświadczenie z urzędu gminy o ilości zameldowanych osób (oczywiście płatne), uiścić opłatę skarbową za wniosek no i wypełnić „zaledwie” 7 – stronicowy wniosek o wpis do ewidencji zaproszeń.

 

Kłoda druga: wizyty w Urzędzie Wojewódzkim.

Od pewnego czasu wszystkie „normalne” urzędy w Polsce idą na rękę pracującym obywatelom i pracują przynajmniej jeden dzień w tygodniu dłużej np. do 18.00. Niestety w UW w Poznaniu obowiązuje trochę inna wersja tej zasady. Normalne godziny urzędowania 8:15- 15:15 a wersja bonusowa w poniedziałki 9:30-16:00 czyli wszyscy pracują pełną parą na 7/8 etatu…. w godzinach, nieosiągalnych dla pracującego petenta.

Ale czego się nie robi dla sprawy, koszt niewielki: 2x urlop w pracy 2 wizyty po 2 godziny stania w kolejce w Urzędzie Wojewódzkim (jedno okienko służy do obsługi wszystkich spraw związanych z obcokrajowcami czyli spotkamy tu zarówno cudzoziemców pragnących zalegalizować swój pobyt, wnoszących o azyl itd. jak i naszych ziomków próbujących kogoś zaprosić). Owo okienko znajduje się w wydzielonej części Urzędu Wojewódzkiego i nie obowiązuje w nim system numerków, ot po prostu długa kolejka jak za dawnych czasów. Po odstaniu swojego zostałem przyjęty przez miłego studenta – praktykanta, który po prostu przyjął ten stos papierów ode mnie. Zostałem poinformowany że procedura trwa do 4 tygodni ale w praktyce do 2 tygodni powinienem otrzymać poleconym eleganckie zaproszenie na urzędowym druczku (zaznaczyłem w formularzu, że chcę otrzymać zaproszenie listownie). Kiedy po 4 tygodniach nie otrzymałem żadnej korespondencji z Urzędu Wojewódzkiego zadzwoniłem tam i dowiedziałem się, że zaproszenie jest gotowe ale muszę je odebrać osobiście, a to miejsce w formularzu z opcją wyboru sposobu dostarczenia zaproszenia to jakaś pomyłka… Odstałem swoje i odebrałem piękny i pachnący kawałek papieru. Musiałem tylko pokwitować, że przejmuję całkowitą odpowiedzialność za swojego gościa pokrywam koszty leczenia ekstradycji transportu zwłok i tym podobne… „drobiazgi”. Bardzo się ucieszyłem, że nasze Państwo tak się troszczy o naszego szacownego zagranicznego gościa. Wszystko elegancko sprawdza w trosce o jego komfortowy pobyt z uwzględnieniem powierzchni do życia przypadającej na obcokrajowca. Szkoda, że nie ma takich procedur na inne okoliczności, na przykład na okoliczność niespodziewanej wizyty rodziny czy znajomych z Polski – przyjeżdżają tacy bez procedur całą chmarą i będą musieli spać po 2 w jednym łóżku…

 

Kłoda 3: Polskie/(a?) Placówki/(a?) dyplomatyczne w Indiach.

Dowiedziałem się, że zaproszenie szczęśliwie dotarło do ojca przyjaciela do Indii.

Pomyślałem – teraz to już z górki – mój gość wyśle do ambasady wszystkie wymagane dokumenty + bilet lotniczy i otrzyma wizę. Taka sama procedura obowiązuje przy staraniu się o wizę do Indii przez obywateli polskich (tyle, że chcą zdecydowanie mniej papierów).

Niestety okazało się żeby obywatel Indii otrzymał wizę do Polski musi:

 

  • umówić internetowo wizytę w placówce na złożenie dokumentów (sprawa dosyć trudna w przypadku starszego pana nie posiadającego dostępu do internetu)
  • złożyć osobiście dokumenty w konsulacie/ambasadzie
  • udać się na kolejnej wizycie na osobiste spotkanie z polskim konsulem
  • po ewentualnym pozytywnym rozpatrzeniu wniosku osobiście odebrać wizę

 

Pomyślałem, strasznie pod górkę ale jakoś da radę mieszka ok 160km od Bombaju, a tam jest przecież polski konsulat. Niestety na stronie głównej polskiej ambasady w Indiach zastałem następującą informację:

„Od 19 grudnia 2011r. do odwołania przyjmowanie i rozpatrywanie wniosków wizowych, wydawanie paszportów oraz innych dokumentów urzędowych dla mieszkańców stanów Indii Południowych (Gudźrat, Maharasztra, Goa, Andhra Pradeś, Karnataka, Kerala, Tamil Nadu) będzie odbywało się wyłącznie w Wydziale Konsularnym Ambasady RP w New Delhi. „

Na chwilę obecną niestety mój Gość musiał zrezygnować z ubiegania się o wizę. Trzykrotna podróż do New Delhi (1500km w jedną stronę) z niewiadomym skutkiem jest ponad jego siły i jej koszt byłby równy kosztowi podróżny do Polski.

Pytam zatem:

  • Jaki jest sens utrzymywania 3 placówek w Indiach skoro tylko jedna na chwilę obecną jest w stanie wypełniać swoje zadania?
  • Dlaczego mój Gość po dopełnieniu wszelkich formalności z mojej i jego strony musi kilkukrotnie podróżować przez cały subkontynent aby osobiście wnioskować o zwykłą wizę turystyczną?
  • Skoro Ambasada Indii w Warszawie bez problemu przyjmuje dokumenty dostarczone przez kuriera i na ich podstawie rozpatruje wnioski dlaczego nasza Ambasada nie może postępować podobnie?
  • Jeżeli nasza troskliwa władza boi się napływu imigrantów nielegalnie przedłużających swój pobyt w naszym „wysoko rozwiniętym” kraju dlaczego o wiele łatwiej jest dostać obywatelom Indii wizę Niemiecką czy Brytyjską ?
  • Czy naprawdę osobom kreującym naszą politykę zagraniczną wydaje się, że jesteśmy niezdobytym pępkiem Świata ?

Halo MSZ!  Pobudka! – Indie są krajem, który się bardzo rozwinął w ostatnich latach, żyje tam prawie 1/7 ludzkości, jest to państwo na dorobku ale coraz więcej ludzi żyje tam w coraz lepszych warunkach, są ciekawi świata, pozytywnie nastawieni do Europy i naszej cywilizacji, mają własne aspiracje i coraz większe możliwości podróżowania. Dlaczego tak trudno nam to zauważyć?

 

P.S.
Wiele  osób dawało mi rady aby próbować przesłać wymagane dokumenty korespondencyjnie do Ambasady RP w New Delhi.  Niestety Ambasada na swojej oficjalnej stronie WWW informuje:

The Consular Section does not accept applications sent by post or courier.

Dla mających wątpliwości co do karkołomności uzyskania wizy link do strony:

http://www.newdelhi.polemb.net/?document=75