MATERIAŁ INTERNAUTY
Aktualizacja:

Filipiny - Baclayon Port czwartkowy market

  • Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS
    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

    Widoczny na TVN24 BiS

    Materiał wykorzystany na antenie TVN24 BiS

Na targu zakupić też można profesjonalny sprzęt do przyrządzania tych wszystkich filipińskich specjałów, czyli garnki, noże do kokosów, ryb. Ten festiwal dobroci i frykasów kończy miejsce, targ żywych zwierząt, gdzie można nabyć świnki, koguty, kózki i oczywiście koguty.

Bardzo często wyspę nawiedzają turyści, miłośnicy nurkowania, bowiem tutejsze okolice wodne należą do bardzo atrakcyjnych na takie penetracje podwodne. 
I tak na plażę, przed moim bungalowem zacumowała duża banka wypełniona po brzegi, tzn. było około dziesięciu osób, żądnych nurkowania wokół Pamilacan.  Zrobiło się spore zamieszanie, moi gospodarze, Eliza i Nas rozstawili stoły, na które wjeżdżały tradycyjne dania. Menu rozpoczął  lechon pork, czyli chrupiąca świnka z rożna, owinięta w liście bambusa, następnie kinilawu, to są małe świeże rybki z cebulą, sosem rybnym, pieprzem, skropione limonką. Na stole pojawiła się również tuba, czyli młode, kokosowe wino, o którym już pisałem,  całość zamknęła moja żubrówka, jako taki polski element menu. Pod wpływem tej małej fiesty i rajskiej aury na wyspie, przedłużyłem mój pobyt o dwa dni, chociaż na moim planie podróży, czekała kolejna wyspa – Siqujor, moja decyzja bardzo ucieszyła Enasa , poczułem się jakbym miał zostać tutaj na zawsze. W związku z czym, następnego dnia wczesnym rankiem wraz z Enasem i jego synem oraz z ową grupą turystów wybrałem się na targ do portu Baclayon, który odbywa się w każdy czwartek, to takie największe lokalne wydarzenie tygodnia. Po dwóch godzinach dopłynęliśmy do portu, chciałem uiścić opłatę za transport, ale mój gospodarz bardzo kategorycznie zaprotestował, więc schowałem kasę do kieszeni. Ustaliłem z moim przewoźnikiem, wrócę około trzynastej, miałem aż trzy godziny na zwiedzanie.    W moich podróżach najbardziej kocham degustacje lokalnych potraw, poznawanie nowych, bardzo często egzotycznych dań, uwielbiam te klimaty bazar, tłumy ludzi, kipiące smakołykami stoiska, zapraszających sprzedawców do spróbowania najdziwniejszych rzeczy. 
Wyczuwałem moim nosem ten bukiet zapachów, suszone ryby, dalej kałamarnice, ośmiornice, wszystkie odmiany ryżu, począwszy od czarnego, który po ugotowaniu zmienia się w we fioletowy, po biały, kleisty;  za rogiem woń  owoców,  mango, avocado, arbuzy,  po prostu wszystko, czym kusi ta ziemia i woda. Na targu zakupić też można profesjonalny sprzęt do przyrządzania tych wszystkich filipińskich specjałów, czyli garnki, noże do kokosów, ryb. 
 Ten festiwal dobroci i frykasów kończy miejsce, targ żywych zwierząt, gdzie można nabyć świnki, koguty, kózki i oczywiście koguty.  Po przejściu przez market  złapałem jeepneya i za pięć peso pojechałem do Tagbilaran City,  tam wpadłem do pierwszego napotkanego   na mojej drodze hotelu, żeby skorzystać Wi – Fi oraz wypić kawę, wreszcie nawiązałem kontakt ze światem po pięciu dniach odizolowania od netu. Następnie szybko wróciłem do portu, gdzie Dexter już czekał na mnie w łodzi wypełnionej turystami, nie omieszkałem się pochwalić zakupami, a mianowicie nabyłem nóż do cięcia kokosów oraz kilka dużych piw Red Horse.  Oprócz nas w bance tłoczyły się beczki ze słodką wodą, banany, skrzynki z piwem, napoje,  bryły lodu osadzone w styropianowych kartonach, masa jajek, kilka kur oraz jeden kogut i coś kwiczącego w worku. Wydawało mi się, że chyba zatoniemy z takim balastem, na pokładzie czterech facetów siedem kobiet i dwoje dzieci i prawie, że sklep spożywczy z dodatkiem żywego inwentarzu. Postanowiłem nieco rozładować tę jakże ciasną atmosferę, rozlewając piwo pasażerom, żeby umilić podróż, były śpiewy, śmiechy, taka wesoła banka, szczęśliwie dotarła do brzegu.